Kliknij tutaj --> 🫏 funkcjonariusz a żołnierz skw

Mobile Badger - polski odpowiednik to Funkcjonariusz Mobilny; Struktura repozytoriów i stron Wiki. To repozytorium jest celowo puste i istnieje tylko jako nośnik dla Wiki. Projekt Funkcjonariusz ma 4 osobne Wiki, a projekt Drive Badger kolejne 4: Wiki projektu Funkcjonariusz. Funkcjonariusz - główny produkt; Funkcjonariusz Mobilny - wersja Problematyka służby w WOT została uregulowana w Rozdziale 4b Ustawy o powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej Polskiej (dalej: PowszObRPU). Zgodnie z art. 98i PowszObRPU żołnierzem OT zostaje się w dniu rozpoczęcia pełnienia terytorialnej służby wojskowej (dalej: TSW). Osoba, która chce pełnić TSW musi złożyć wniosek do Maciej Szpanowski. Maciej Szpanowski – polski funkcjonariusz cywilnych i wojskowych służb specjalnych w stopniu generała brygady, w latach 2018–2022 zastępca szefa, a od 2022 szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego . ٦٣ views, ١ likes, ٠ loves, ١ comments, ١ shares, Facebook Watch Videos from Stowarzyszenie BŻ i FSG RP "Granica": Właśnie dostałem info, że 31 sierpnia zmarł kpt SG Jacek Franczyk żołnierz WOP i Funkcjonariusz nie może zrzec się prawa do urlopu wypoczynkowego. 3. W okresie od dnia złożenia przez funkcjonariusza pisemnego zgłoszenia wystąpienia ze służby do dnia zwolnienia ze służby funkcjonariusz jest obowiązany wykorzystać przysługujący mu za dany rok kalendarzowy urlop wypoczynkowy i urlop dodatkowy, jeżeli w tym Site De Rencontre Brin D Amour. PGZ, czyli państwowa firma zbrojeniowa, która miała przenieść polskie wojsko na wyższy poziom nowoczesności, stała się dostarczycielem stanowisk dla ludzi bliskich Antoniemu Macierewiczowi. Bywa, że skompromitowanych, jak Krzysztof Badeja. Wiadomość o zatrudnieniu pułkownika Krzysztofa Badei w biurze odpowiadającym za bezpieczeństwo Polskiej Grupy Zbrojeniowej była z gatunku bombowych. Poruszyła nie tylko jego znajomych z wojskowego kontrwywiadu, ale i posłów opozycji z byłym szefem MON Tomaszem Siemoniakiem na czele. W wysłanym do Antoniego Macierewicza zapytaniu poselskim poprosił o wyjaśnienie, jak to się stało, że taka osoba jak płk Badeja znalazła zatrudnienie w PGZ, kto go rekomendował i czy dostał dostęp do tajemnic? Pytania jak najbardziej zasadne, biorąc pod uwagę fakty, o których przypomina Siemoniak: „żołnierz ten podczas wykonywania w Polskim Kontyngencie Wojskowym Afganistan czynności służbowych z ramienia Służby Kontrwywiadu Wojskowego doprowadził się do stanu upojenia alkoholowego”. Z tego powodu „został w trybie natychmiastowym relegowany z teatru działań”, a „problemy z nadużywaniem alkoholu dotknęły tego oficera także podczas służby w PKW Irak”. Były szef MON dotąd nie dostał odpowiedzi na swój list. – Obecność Badei w PGZ jest niesłychanie demoralizująca, przede wszystkim dla służb. Bo pokazuje dobitnie: nieważne, że się skompromitował, ważne, że wiedział, z kim trzymać – komentuje Siemoniak. Badeja, jako były oficer peerelowskiej Wojskowej Służby Wewnętrznej, a zarazem jeden ze współtwórców słynnego raportu o działalności Wojskowych Służb Informacyjnych, wiedział to od dawna. Sami swoi Zatrzymajmy się na chwilę przy samej PGZ. To konglomerat ponad 60 spółek zależnych, zatrudniających 17,5 tys. osób, i mającej ponad 5 mld zł rocznego obrotu. PiS po przejęciu władzy uczynił ze spółki kluczowy element strategii dotyczącej obronności. Nadzór nad nią już na początku rządów Beaty Szydło przeszedł z Ministerstwa Skarbu do Ministerstwa Obrony. – PGZ miała przejąć większość zamówień wojskowych, bo rząd stwierdził, że są tak ważne, iż trzeba je skupić w rękach państwa, rezygnując z prywatnych – tłumaczy Marek Świerczyński, analityk ds. bezpieczeństwa POLITYKI INSIGHT. MON miało więc de facto zamawiać u siebie i dostarczać bojowe drony, samochody terenowe, autobusy, ale też paląco potrzebny wojsku system zarządzania polem walki (BMS). Do tej pory nic z tego nie wyszło. Za to na innym polu – zatrudniania ludzi związanych z Macierewiczem – spółka odnosi same sukcesy. Może z wyjątkiem Bartłomieja Misiewicza, który po tym, jak wiosną załamała się jego kariera w MON, próbował znaleźć bezpieczną przystań właśnie w PGZ. Jego praca na stanowisku pełnomocnika zarządu do spraw komunikacji trwała tylko trzy dni. Gdy sprawa, a przede wszystkim sięgająca 50 tys. zł pensja, stała się głośna, Misiewicz odszedł z PGZ, a dzień później także z PiS. Dziś w zarządzie firmy znajdziemy Macieja Lwa-Mirskiego, który obok swego ojca Andrzeja jest jednym z najbardziej zaufanych prawników szefa MON. Mirski junior 10 lat temu zasiadał w komisji weryfikacyjnej WSI, brał też udział w głośnym wtargnięciu do siedziby CEK NATO w grudniu 2015 r. Wiceszefową rady nadzorczej jest mecenas Konstancja Puławska, córka innego z „zaufanych” – adwokata Waldemara Puławskiego, kolejnego człowieka Macierewicza z przeszłością w peerelowskim aparacie represji (pod koniec lat 80. kierował Prokuraturą Rejonową Warszawa Praga Południe), który dziś z jego nadania, jako zastępca prokuratora generalnego, nadzoruje wojskowy pion prokuratury. Niedawno do PGZ trafił też Robert Gut. Prosto ze Służby Kontrwywiadu Wojskowego, gdzie na stanowisko dyrektora biura administracyjnego ściągnął go Piotr Bączek. W Grupie pracuje też inny niedawny funkcjonariusz kontrwywiadu Piotr Brzeziński, który w 2007 r., tuż przed przejęciem rządów przez PO jako zastępca naczelnika Biura Ewidencji i Archiwum SKW, miał wydać polecenie dokonania tzw. sprawdzeń w bazie danych służby, a także dopuścił do wniesienia do archiwum SKW sprzętu komputerowego, na który skopiowano tajne dane. Zdaniem prokuratury w obu przypadkach naruszył prawo. Śledczy postawili mu zarzut działania na szkodę interesu publicznego – jednak w 2012 r. nagle zrezygnowali z oskarżenia i umorzyli śledztwo, nie dopatrując się przestępstwa. Jednak w tym towarzystwie nie ma chyba nikogo, kto swoim życiorysem dorównałby Krzysztofowi Badei. Już samo to, że pierwsze lata wojskowej kariery spędził w Wojskowej Służbie Wewnętrznej, instytucji kontrwywiadowczej uznanej w ustawie o IPN i lustracyjnej za część aparatu bezpieczeństwa PRL, a przez polityków PiS za organizację niemal przestępczą, czyni go wyjątkowym. Niedawno pracę w prezydenckim Biurze Bezpieczeństwa Narodowego stracił w trybie nagłym płk Czesław Juźwik, gdy „Gazeta Polska” napisała, że w latach 1983–90 był „oficerem komunistycznego kontrwywiadu wojskowego WSW”. Do tej samej WSW dwa lata po płk. Juźwiku wstąpił płk Krzysztof Badeja. Jednak „Gazeta Polska” o tym raczej nigdy nie napisze – Badeja to oficer zasłużony dla Macierewicza i Bączka, których pismo to od dawna wspiera. W dywizji telewizyjnej Służbę w WSW rozpoczął w połowie lat 80. od trwającego dziewięć miesięcy kursu kontrwywiadowczego w Centrum Szkolenia WSW im. Feliksa Dzierżyńskiego w Mińsku Mazowieckim. Miał wtedy 25 lat, był oficerem po toruńskiej szkole artylerii i aż do 2004 r. w jego zawodowym życiu nie działo się zbyt wiele. Niedługo po ukończeniu kursu trafił do wydziału kontrwywiadu odpowiedzialnego za ochronę nieistniejącej już 1. Warszawskiej Dywizji Zmechanizowanej w Legionowie, by w końcu zostać jej szefem. W PRL dywizja służyła za wizytówkę ludowej armii, do której w pierwszej kolejności trafiał nowy sprzęt. Była też obowiązkowym punktem programu podczas wizyt przedstawicieli bratnich armii i przywódców. Stąd zwana była jednostką telewizyjną. – To, ale i bliskość Warszawy sprawiały, że nie trafiał tam byle kto. Trzeba było mieć jakieś wsparcie – twierdzi oficer kontrwywiadu z wieloletnim stażem. Co było zadaniem oficera kontrwywiadu w takiej jednostce? – Większość spraw była prozaiczna: ktoś kradnie paliwo, ktoś kręci przy przetargach, coś wynosi ze stołówki, ale też pije albo zbyt hucznie się bawi nie tam, gdzie powinien – tłumaczy jeden z byłych oficerów z wydziału kontrwywiadu WSI w Legionowie. Jak mówią byli koledzy, szczególnie w tych ostatnich sprawach Badeja lubił dużo wiedzieć. Opisują go jako osobowość dość skomplikowaną i raczej niezbyt lubianą. – Był inteligentny i bystry, ale ze skłonnością do konfabulacji. – Lizusowski wobec przełożonych, bezwzględny dla podwładnych. Wielu się go bało, bo uchodził za nie do ruszenia – charakteryzuje były współpracownik Badei. Pnąc się po szczeblach kariery, Badeja zaliczył epizod w kolejnej instytucji, którą jego mocodawcy z PiS uważają za siedlisko zła: w 1990 r. skończył roczne studia w podległej MSW Akademii Spraw Wewnętrznych. Ale rozgłos w wojsku zdobył dopiero w 2004 r. Nie była to jednak ta popularność, na której mu zależało. Stan agonalny Latem 2004 r., w ramach III zmiany polskiego kontyngentu, wyjechał do Iraku. Został oficerem odpowiedzialnym za bezpieczeństwo polskiej brygady (jednej z dwóch, obok ukraińskiej, tworzącej tzw. polską dywizję, czyli Wielonarodową Dywizję Centrum Południe). Czas w polskiej strefie był gorący, trzy miesiące wcześniej Irak opuścili wspierający nas Hiszpanie, trwało powstanie tzw. Armii Mahdiego, a polscy żołnierze dopiero stoczyli bitwę w obronie ratusza w Karbali. Mieście, w którym stacjonowało dowództwo brygady, o której bezpieczeństwo miał dbać Badeja. Jeden z oficerów służących wówczas w Iraku do dziś pamięta, że nawet jak na warunki wojskowe pułkownik zaliczył mocne wejście w misję: – Przyjechał w lipcu, by przejąć obowiązki od poprzednika. Przejmował tak, że po trzech dniach trzeba było wzywać pomoc lekarską. Trafił do polskiego szpitala w Karbali w stanie zapaści, odwodniony. Polscy medycy wiedząc, z kim mają do czynienia, woleli przerzucić problem dalej. – Wezwali amerykański MEDEVAC, czyli zespół ewakuacji medycznej, który zabrał go śmigłowcem do szpitala w Bagdadzie. Amerykanie postawili go tam na nogi i powiedzieli, że ma iść precz, bo oni tam zajmują się rannymi, a nie pijącymi. Badeja nie miał się gdzie podziać, kilka dni spędził w poczekalni i wydzwaniał do nas, błagając, by go stamtąd zabrać do bazy – wspomina nasz rozmówca. W tym czasie w sztabie polskiej dywizji zapadła decyzja o odesłaniu kłopotliwego oficera do Polski. Był już nawet przygotowany następca, który miał przylecieć z kraju i go zastąpić, ale nagle okazało się, że Badeja ma zostać. Wstawił się za nim ówczesny wiceszef WSI. Sprawie – jak mówią żołnierze – ukręcono łeb. Ledwie trzy miesiące później polski kontrwywiad w Karbali znów został postawiony na nogi z powodu Badei. – Odebrałem telefon z dowództwa polskiej brygady, że od trzech dni nie ma kontaktu z pułkownikiem. Czwartego dnia żołnierze wyważyli drzwi do jego pokoju i wtedy okazało się, że leży w łóżku bez kontaktu – opowiada oficer. W sztabie polskiej brygady zapanowała konsternacja, bo w tym samym pokoju Badeja trzymał tajne materiały, które trzeba było w trybie pilnym zabezpieczać. Tym razem wylądował w polskim szpitalu, z czego korzyść była taka, że gdy odzyskał świadomość i dowiedział się, co się stało, odłączył kroplówki, obsztorcował personel i wyszedł. Znów zapadła decyzja o rotacji i znów ją cofnięto po interwencji z centrali WSI w Warszawie. Nikt nie poniósł żadnych konsekwencji. Kolega Badei z Iraku: – Pił na zasadzie – pijemy, aż padniemy. Mam wrażenie, że w ogóle nie nadawał się do służby w misjach, bo źle znosił towarzyszący im stres. Na służbie u Antoniego Minęło 9 lat, po rządach PiS nastały rządy PO i Badeja znów wyjechał – już jako oficer SKW. Tym razem do Afganistanu w ramach XIII zmiany. I znów zaniemógł. Tym razem sprawa stała się publiczna. Media pisały o polskim oficerze kontrwywiadu, którego pijanego odnalazł amerykański patrol na terenie bazy w Ghazni. Miał nim być Badeja, który w rozmowie z dziennikarzami wszystkiemu zaprzeczył, mówiąc, że to bzdury i pomówienia. Szef SKW Janusz Nosek podjął jednak decyzję o natychmiastowym ściągnięciu go do kraju. Jeden z byłych członków kierownictwa SKW: – Zaginął na kilka dni, po czym został odnaleziony w ciężkim stanie i odwieziony do szpitala. Zażądaliśmy dokumentacji na ten temat, ale papiery gdzieś wcięło. Ludzie Macierewicza, którzy pozostali w SKW za rządów PO, zadbali o to, by się nie znalazły – twierdzi nasz rozmówca. Formalnie więc pułkownik znów był czysty. Nie tylko takie przygody zapewniły Krzysztofowi Badei sławę w armii. Cofnijmy się o kilka lat – do 2005 r., gdy PiS po raz pierwszy przejął władzę. To wtedy jego kariera nabrała gwałtownego przyspieszenia. W WSI nie ma jeszcze Macierewicza, szefem MON zostaje Radosław Sikorski, a służbami rządzi Zbigniew Wassermann. Zaczynają się pierwsze porządki. Na początku 2006 r. szefem Biura Bezpieczeństwa Wewnętrznego WSI zostaje płk Marek Kwasek, znajomy z tego samego kursu WSW w Mińsku, który ściąga Badeję do siebie. Dzięki temu zyskuje on dostęp do największych tajemnic służby – BBW to tak zwana bezpieka, policja w policji, która ma wykrywać przestępstwa i nadużycia wśród żołnierzy WSI. Jednak kilka miesięcy później kolejny zwrot – WSI idzie w stan likwidacji i do gmachu przy ul. Oczki wkracza nowa miotła, z Macierewiczem na czele. Wymiata promotora Badei. Ten jednak szybko odnajduje się w nowych realiach. Mimo grzechów przeszłości zostaje pozytywnie zweryfikowany, choć musiał na to długo czekać i ciężko zapracować – odpowiednie zaświadczenie dostał w czerwcu 2007 r., czyli po ponad roku, a dopiero we wrześniu, a więc tuż przed przejęciem władzy przez PO został wyznaczony na nowe stanowisko – do Zespołu Studiów i Analiz, którym kierował obecny szef SKW Piotr Bączek. W międzyczasie przed komisją weryfikacyjną chętnie opowiadał o sprawach prowadzonych przez WSI. Gdy pewien oficer dowiedział się, że to Badeja stał się jednym z przewodników nowej ekipy po tajemnicach służby, postanowił ostrzec Macierewicza. – Poszedłem do niego z moim przełożonym. Dwie godziny opowiadałem mu o tym, co robił Badeja w Iraku. Gdy skończyłem, Macierewicz stwierdził, że to wszystko nieprawda, a te wiadomości krążą po to, by zdyskredytować pana pułkownika – wspomina nasz rozmówca. – Badeja, ciesząc się znacznym zaufaniem nowego kierownictwa, był kimś w rodzaju komisarza do spraw wewnętrznych. Miał prawo żądać wszelkich dokumentów i prowadzić rozmowy z ludźmi. Uczestniczył również w konfrontacjach z oficerami WSI, które wtedy były przeprowadzane w celu ich weryfikacji. Kilku z nich powiedziało mi, że gdyby wtedy mieli giwerę pod ręką, nie zawahaliby się jej użyć. Znając mapę konfliktów w WSI, Badeja rozgrywał swoją partię u Macierewicza i Bączka – opowiada jeden z byłych wysokich rangą oficerów SKW. Oficjalnie nie wiadomo, jakie informacje o kolegach i sprawach prowadzonych przez WSI zbierał Badeja i co z nimi robił. Nieoficjalnie w kręgu byłych funkcjonariuszy wojskowych służb mówi się o obyczajowych hakach i wyimaginowanych aferach, które później zostały opisane w raporcie z działalności WSI. Badeja zaprzecza, że brał udział w jego powstawaniu, jednak zeznając przed prokuratorem prowadzącym śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień przez szefa komisji weryfikacyjnej Antoniego Macierewicza, przyznał, że pisał analizy na podstawie teczek z archiwum WSI, których fragmenty znalazły się później w raporcie. Sporządzał też na prośbę Bączka oceny innych oficerów WSI. Ostatnia szarża I na koniec, jeszcze jedna, dobrze charakteryzująca płk. Badeję historia. Po powrocie z misji, gdy sprawa jego niedyspozycji stała się na tyle głośna, że stanęła na posiedzeniu sejmowej komisji do spraw specsłużb, kolejny szef SKW gen. Piotr Pytel podjął decyzję o przeniesieniu oficera do rezerwy kadrowej MON. Wtedy Badeja podjął ostatnią szarżę. – Zaproponował Pytlowi, że może mu przekazać takie informacje o Antonim i byłym kierownictwie SKW, których jeszcze nikomu nie opowiedział – twierdzi były członek kierownictwa wojskowych służb. – Z tego, że Badeja trafił do PGZ, najbardziej powinny być zadowolone obce służby – uśmiecha się ważny niegdyś oficer WSI, który dobrze zna bohatera tej historii. – Ze swoimi cechami charakteru, czyli pyszałkowatością i słabością do mocniejszych napojów, jest stosunkowo łatwy do rozgryzienia. W służbach powiedzieliby: łatwo go strzelić w ucho. *** Próbowaliśmy skontaktować się z Krzysztofem Badeją. Gdy zadzwoniliśmy na jego komórkę, nie chciał się przedstawić, zaprzeczał, że to on, i się rozłączył. Nie odebrał więcej telefonu. Nie reaguje MON, zaś PGZ odmówiła odpowiedzi na pytania, zasłaniając się tajemnicą firmy. Sprostowanie W artykule pt. „Pan z Grupy”, zatytułowanym w spisie treści jako „Dziwna kariera pułkownika z Polskiej Grupy Zbrojeniowej” opublikowanym w Tygodniku „Polityka” w dniu 8 listopada 2017 r. autorstwa Grzegorza Rzeczkowskiego, zostały opublikowane następujące nieprawdziwe informacje: Nieprawdą jest, iż pan Krzysztof Badeja był zatrudniony w PGZ SA. Pan Krzysztof Badeja nigdy nie pracował i nie pracuje w PGZ SA.. Z poważaniem Prezes Zarządu Błażej Wojnicz, Członek Zarządu Adam Leksiński Odpowiedź na sprostowanie PGZ W tekście „Pan z Grupy” (POLITYKA 45) opisałem historię oficera wojskowego kontrwywiadu Krzysztofa Badeję, który w zagadkowych okolicznościach znalazł zatrudnienie w biurze odpowiedzialnym za bezpieczeństwo Polskiej Grupy Zbrojeniowej. W swoim sprostowaniu spółka temu zaprzecza. Redakcja nie może odmówić publikacji, jeśli sprostowanie jest poprawne pod względem formalnym, dziennikarz ma jednak prawo odnieść się do treści sprostowania. Informację o pracy Badei w PGZ dostałem z pewnego, sprawdzonego źródła. Jednak by je potwierdzić, 15 września napisałem maila do biura prasowego Grupy z prośbą o informacje na temat pracy Krzysztofa Badei w PGZ. W przesłanej odpowiedzi 26 września PGZ nie zaprzeczył, że Badeja pracuje w firmie. Odmówił jednak odpowiedzi na moje pytania, twierdząc, że Grupa nie podlega pod ustawę o dostępie do informacji publicznej. Według PGZ spółka „nie jest podmiotem wykonującym zadania publiczne”, czyli takim, który „ma na celu zaspokojenie powszechnych potrzeb obywateli”. W jakim celu zatem sztandarowa firma zbrojeniowa produkuje okręty, czołgi, wozy opancerzone i karabiny, jeśli nie dla zaspokojenia bezpieczeństwa państwa i jego obywateli? Dlaczego PGZ najpierw unika odpowiedzi, nie zaprzeczając jednak, że pracuje w niej Badeja, a potem śle sprostowanie? Dlaczego podobnie postępuje MON? Resort pytany o to samo najpierw milczał, by ponaglany, już po ustawowym terminie 14 dni, zaprzeczyć zatrudnieniu Badei w PGZ. Do dziś jednak nie odpowiedział na inne pytania. Np. do kogo, jeśli nie do Krzysztofa Badei, należał numer telefonu komórkowego, na który dzwoniłem przed publikacją tekstu (31 października o godz. – mój rozmówca nie chciał się przedstawić, zaprzeczył, że nazywa się Badeja, a później już nie odbierał telefonu)? A przede wszystkim – jak wytłumaczyć fakt, że gdy 2 listopada zadzwoniłem na recepcję PGZ, recepcjonistka przekazała mi prośbę od Badei o pozostawieniu numeru telefonu wraz z obietnicą, że pułkownik oddzwoni? Kto próbuje ukryć przed opinią publiczną kompromitujący dla MON i PGZ oraz wojskowych służb fakt zatrudniania oficera ze stażem w tak znienawidzonych przez ich szefa Antoniego Macierewicza służbach, jak WSW i WSI? A może Badeja wrócił do służb, skąd został oddelegowany do PGZ? A więc formalnie nie jest zatrudniony w Grupie, bo etat ma gdzie indziej, co byłoby jeszcze bardziej bulwersujące, zważywszy na przeszłość tego oficera. O to również zapytałem MON. Na razie bez odzewu. Grzegorz Rzeczkowski Funkcjonariusz Służby Kontrwywiadu Wojskowego został zatrzymany, a następnie decyzją sądu trafił do aresztu tymczasowego - dowiedział się portal Jak dotąd o sprawie nie poinformowano członków parlamentarnej komisji do spraw służb specjalnych. Według naszych nieoficjalnych informacji, do zatrzymania funkcjonariusza wojskowego kontrwywiadu doszło w ubiegłym tygodniu w Postępowanie oparte jest o niejawny materiał dowodowy, nie jest więc możliwe informowanie opinii publicznej o jego szczegółach – napisał nam dział prasowy Prokuratury daneNieoficjalnie udało nam się dowiedzieć nieco więcej - jednak ze źródeł, które zastrzegły swoją anonimowość. Oficera mieli zatrzymać funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, najprawdopodobniej w czwartek 14 listopada.– Głównie dlatego, że samo SKW nie ma uprawnień do działań procesowych, w przypadku zatrzymań musi się zwracać do innych służb. Zatrzymany był wcześniej pod lupą "bezpieki" w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego – mówi jeden z naszych kolejnego, zatrzymany był w trakcie zwalniania ze służby, odchodzenia "do cywila". Podejrzenia wobec niego polegają na tym, że w ostatnim czasie gromadził tajne materiały, których mógłby używać już po opuszczeniu szeregów służby."Zarzuty dotyczą przestępstw określonych w art. 231 § 2 kk w zb z art. 265 § 1 kk (przekroczenia uprawnień służbowych w celu osiągnięcia korzyści majątkowej i wykorzystania wbrew przepisom ustawy informacji niejawnych o klauzuli tajne i ściśle tajne), art. 231 § 1 kk w zb z art. 265 § 1 kk w zb z art. 276 kk (przekroczenia uprawnień i niedopełniania obowiązków służbowych, wykorzystania wbrew przepisom ustawy informacji niejawnych oraz ukrycia dokumentów, którymi nie miał prawa wyłączenie rozporządzać oraz art. 263 § 2 kk (posiadania w lokalu mieszkalnym kilkudziesięciu sztuk amunicji do broni palnej bez wymaganego zezwolenia)" – informuje rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Łukasz się zajmował zatrzymany?Jak ustaliliśmy, funkcjonariusz przyszedł do kontrwywiadu około 10 lat temu, jako żołnierz. W wojsku służył od 1990 roku, dochodząc do szczebla asystenta jednego z generałów. Po przejściu do tajnej służby był szeregowym funkcjonariuszem, aż do pojawienia się w SKW ekipy Antoniego objął funkcję naczelnika w inspektoracie wewnętrznym, czyli w jednostce odpowiadającej za tropienie nieprawidłowości w działaniach funkcjonariuszy SKW. Następnie służył w pionie techniki dwóch niezależnych źródłach potwierdziliśmy, że zatrzymany w ostatnich latach awansował błyskawicznie. - Gdy odchodziło kierownictwo służby z czasów PO, był podoficerem, ostatnio zaś miał już stopień majora - że cieszył się wyjątkowymi względami, potwierdza również fakt, że zmienił status z żołnierza służącego w SKW na status funkcjonariusza. - To wiąże się z wyższą pensją na tym stanowisku. Dodatkowo, odchodząc z armii, otrzymuje się wypłatę ekwiwalentu mieszkaniowego, roczną pensję, czyli nawet kilkaset tysięcy złotych na rękę - tłumaczy były oficer Służby Kontrwywiadu służbyJak sprawdziliśmy, o tym zatrzymaniu jeszcze nie zostali poinformowani posłowie z komisji do spraw służb We wtorek wieczorem powoływaliśmy władze komisji, nie zaczęliśmy jeszcze merytorycznej pracy – mówi nam jeden z członków speckomisji. Jednocześnie deklaruje: - Przyjrzymy się temu zatrzymaniu. Choćby po to, by sprawdzić, czy funkcjonariusz dokumentował nieprawidłowości w służbie, czy zbierał informacje, by spieniężyć je na 2006 roku na rzecz sił zbrojnych działają dwie osobne służby specjalne – wywiad i kontrwywiad. Zadaniem Służby Wywiadu Wojskowego, przynajmniej w teorii, jest zbieranie informacji poza granicami Polski. Służba Kontrwywiadu Wojskowego ma za zadanie przeciwdziałać szpiegostwu i nadużyciom finansowym w miliardowych zakupach Ministerstwa Obrony ostatnich czterech latach doszło dwa razy do personalnej rewolucji w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego. Najpierw nastąpiła czystka ludzi związanych z kierownictwem służby w czasach rządów PO-PSL. Następna miała miejsce po zmianie ministra obrony z Antoniego Macierewicza na Mariusza Stery w służbie objął Maciej Materka, którego stanowisko i po tych wyborach nie jest raczej zagrożone. Niepewna jest natomiast przyszłość szefa wywiadu wojskowego generała Andrzeja Kowalskiego – mówi nam polityk rządzącego obozu Zjednoczonej lat łagruTo SKW ma obciążać nieudolna operacja, w wyniku której zatrzymano w Rosji polskiego obywatela Mariana R. Według rosyjskich śledczych – opublikowali oni w tamtejszych mediach również filmy – został on zatrzymany na gorącym uczynku, gdy próbował kupić elementy rakietowego systemu przeciwlotniczego S-300. Moskiewski sąd skazał Mariana R. na karę 14-lat Domagaliśmy się informacji od naszych służb, jaki mają plan pomocy naszemu rodakowi. Na razie nie doczekaliśmy się satysfakcjonujących odpowiedzi, a człowiek trafił do kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. To stawia w bardzo złym świetle obydwie wojskowe służby – mówi w rozmowie z dziennikarzem jeden posłów pracujących w Robert Zieliński (@ / Źródło: zdjęcia głównego: tvn24 Mandat za niezapięcie pasów bezpieczeństwa może zapłacić zarówno kierowca, jak i pasażerowie samochodu. Za niekorzystanie z pasów bezpieczeństwa podczas jazdy grozi mandat w wysokości 100 zł. Istnieją jednak zapisy prawne, które przewidują dodatkową karę dla kierowcy. Z artykułu dowiesz się wszystkiego na temat mandatów za pasy, a także przekonasz się czym jeszcze grozi jazda bez zapiętych pasów bezpieczeństwa. Polskie prawo o ruchu drogowym nakazuje użycie pasów bezpieczeństwa podczas jazdy. Dotyczy to kierowcy i wszystkich pasażerów. Każda osoba nie mająca zapiętych pasów zapłaci mandat wysokości 100 zł, a kierowca będzie ukarany nie tylko za swoje przewinienie, ale i za przewożenie osób z niezapiętymi pasami. Dodatkowo kierowca otrzymuje punkty karne, których wysokość ustalana jest według taryfikatora i wygląda następująco: naruszenie obowiązku korzystania z pasów bezpieczeństwa przez kierującego pojazdem – 2 pkt. karne, przewożenie pasażerów niezgodnie z przepisami o korzystaniu z pasów bezpieczeństwa lub używaniu hełmów ochronnych - 4 pkt. karne. Istnieje kilka możliwości, w których nakaz zapinania pasów bezpieczeństwa przestaje obowiązywać. Osobami, które nie zapłacą mandatu za niezapięte pasy bezpieczeństwa są: kobieta o widocznej ciąży, taksówkarz w trakcie przewożenia pasażera, osoba posiadająca imienne zaświadczenie o przeciwwskazaniu do używania pasów bezpieczeństwa, osoba chora lub niepełnosprawna przewożona na noszach lub na wózku inwalidzkim, policjant, żołnierz, funkcjonariusz ABW, AW, SKW, SWW, CBA, SG, SC-S, SW – wyłącznie podczas przewożenia osoby zatrzymanej, instruktor ze szkoły jazdy oraz egzaminator – w trakcie szkolenia, a także na czas trwania egzaminu, zespół medyczny - tylko wtedy gdy ratownicy udzielają pomocy medycznej, konwojent podczas przewożenia wartości pieniężnych, funkcjonariusz BOR na służbie, żołnierz Żandarmerii Wojskowej w czasie wykonywania czynności ochronnych, dziecko poniżej trzech lat przewożone pojazdem kategorii M2 i M3 - pojazd przystosowany do przewozu ludzi i bagażu, mający mające więcej niż osiem miejsc siedzących poza miejscem siedzącym kierowcy. Mandat za pasy nie jest bardzo dotkliwy. Być może z tego względu dużo osób bagatelizuje ten przepis. Ryzyko otrzymania mandatu nie powinno być jedyną przesłanką do zapinania pasów. Głównym zadaniem pasów bezpieczeństwa jest ochrona przed skutkami zderzeń czołowych. Niezapięcie pasów nawet przez jedną osobę w aucie stanowi ogromne zagrożenie w trakcie wypadku - nie tylko dla niej samej, ale również dla pozostałych pasażerów. Gdy dochodzi do mocnego uderzenia, pasy mogą nie tylko ocalić przed śmiercią, ale przede wszystkim zminimalizować obrażenia. Natomiast jeśli nie są zapięte, to siła uderzeniowa człowieka podczas wypadku to nawet trzy tony. Osoba siedząca z tyłu auta bez zapiętych pasów może taką siłą zmiażdżyć pasażera siedzącego z przodu, a sama ma również niewielkie szanse na przeżycie, gdyż nawet jeśli mocne szarpnięcie samochodu nie złamie jej kręgosłupa, to prawdopodobnie ciało wypadnie przez przednią szybę z dużą prędkością, co z pewnością nie skończy się dobrze. Niezapięcie pasów powoduje również zagrożenie ze strony poduszek powietrznych, których zadaniem jest przecież zapewnienie ochrony podczas wypadku. Jednak, gdy pasy nie są zapięte, działanie poduszki może okazać się dodatkowym niebezpieczeństwem, jeśli człowiek uderzy w nią z całą siłą. Zostało udowodnione, że zapięte pasy dwukrotnie zwiększają szansę na przeżycie, natomiast śmierć w wyniku wypadku komunikacyjnego ponoszą najczęściej osoby, które nie miały zapiętych pasów lub miały je zapięte w nieprawidłowy sposób. Kolejną istotną kwestią, poza możliwością otrzymania mandatu za niezapięcie pasów, która powinna nas przekonać do słuszności używania w prawidłowy sposób tego zabezpieczenia, jest groźba otrzymania dużo niższej sumy odszkodowania za uraz powstały w wyniku wypadku. W ogólnych warunkach ubezpieczenia OC i NNW praktycznie każdego towarzystwa ubezpieczeniowego zawarta jest informacja, że jeżeli poszkodowany w wyniku nieszczęśliwego wypadku w jakikolwiek sposób przyczynił się do powiększenia szkody, to ponosi współodpowiedzialność za zdarzenie. Niezapięcie pasów jest właśnie takim „przyczynieniem się do powiększenia szkody”. Firma ubezpieczeniowa oceniając przesłanki upoważniające do wypłacenia odszkodowania otrzymuje wszelką dokumentację sporządzoną związaną z wypadkiem. W takiej dokumentacji będzie z pewnością zaznaczone, czy osoba poszkodowana miała zapięte pasy. Jeśli okaże się, że nie, ubezpieczyciel może obniżyć przyznane odszkodowanie o 20 proc., 30 proc., a nawet 50 proc. Dotyczy to zarówno wypłaty sumy ubezpieczenia dla kierowcy, jak i dla pasażerów. Reasumując, zapinając pasy nie tylko chronimy siebie i osoby z nami podróżujące, ale i zwiększamy szansę na otrzymanie większego odszkodowania w przypadku, gdy dojdzie do nieszczęśliwego zdarzenia na drodze. Mandat za pasy nie jest może wystarczającym „straszakiem”, jednak cena za niezapinanie pasów może być znacznie wyższa niż 100 zł. Zapięcie pasów nic nas nie kosztuje, a może uratować nam życie lub ograniczyć uszczerbek na zdrowiu, gdy dojdzie do kolizji na drodze. Myślmy o bezpieczeństwie swoim i osób z nami podróżujących, a zaoszczędzimy coś znacznie cenniejszego niż kilkadziesiąt złotych. Funkcjonariusze służb mundurowych nie mogą tak jak cywile sami decydować o tym, do jakiej organizacji czy stowarzyszenia się zapiszą i jaką działalność „po służbie" będą prowadzić. Niektóre formy aktywności są im, bowiem zabronione, inne wymagają zezwolenia, a jeszcze inne mogą być podejmowane, ale tylko za wiedzą przełożonych. Od polityki z daleka Strefę zakazaną dla mundurowych stanowi polityka. Poszczególne pragmatyki w różnym stopniu ograniczają jednak tego typu aktywność swoich funkcjonariuszy. Ustawy: o Policji, Straży Granicznej, Państwowej Straży Pożarnej czy Służbie Więziennej zabraniają im tylko bycia członkiem partii politycznej. Przewidują też automatyczne (z mocy ustawy) ustanie takiego członkostwa z chwilą przyjęcia funkcjonariusza do służby gdyby on sam o takim członkostwie „zapomniał". Pozostałe służby mundurowe idą dalej. Funkcjonariuszowi Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Agencji Wywiadu nie wolno zapisać się do partii, ale też nie może on uczestniczyć w jej działalności lub w działalności na jej rzecz. Co jak się wydaje dla funkcjonariuszy np. Policji nie jest zabronione. Jak widać jedne formacje zadawalają się tylko formalnym odseparowaniem funkcjonariusza od działalności politycznej, innym zależy też na jego faktycznym wymiarze. Podobne ograniczenia jak funkcjonariuszy ABW i AW dotyczą funkcjonariuszy Służby Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służby Wywiadu Wojskowego, Biura Ochrony Rządu i Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Najszerzej kwestie te reguluje ustawa o służbie wojskowej żołnierzy zawodowych. Z art. 106 tej ustawy wynika, że w czasie pełnienia zawodowej służby wojskowej żołnierzowi zawodowemu nie wolno: - być członkiem partii politycznej ani stowarzyszenia, organizacji lub ruchu obywatelskiego, stawiających sobie cele polityczne (jego dotychczasowe członkostwo w takich podmiotach ustaje z dniem rozpoczęcia pełnienia zawodowej służby wojskowej); - brać udziału w zgromadzeniach o charakterze politycznym; nie dotyczy to zgromadzeń związanych z wyborami władz państwowych i samorządowych (żołnierzom zawodowym uczestniczącym w takich zgromadzeniach nie wolno jednak nosić umundurowania oraz odznak i oznak wojskowych); - prowadzić działalności politycznej. Ograniczone prawa obywatelskie Tego typu zakazy stanowią niewątpliwie ograniczenie praw obywatelskich. Zdaniem Trybunału Konstytucyjnego są one jednak usprawiedliwione. Jak uznał, bowiem TK w uchwale z 24 kwietnia 1996 r. (W 14/95, OTK ZU Nr 2/1996, s. 136) „konstytucyjne prawo zrzeszania się obywateli w partie polityczne nie wyklucza możliwości ustanowienia przez ustawodawcę jego granic, czy też procedur prawnych korzystania z niego. (...) wolności obywateli nie mają charakteru absolutnego i mogą podlegać ograniczeniom". Stowarzyszenia też pod kontrolą Bardziej liberalne zasady dotyczą uczestnictwa funkcjonariuszy w innego rodzaju stowarzyszeniach i organizacjach. Choć i tu obowiązują pewne ograniczenia. Tylko strażacy mogą należeć do takich stowarzyszeń bez żadnych warunków wstępnych ani dodatkowych obowiązków. Zależy to wyłącznie od ich woli i nikt nie musi o tym wiedzieć. Autopromocja Specjalna oferta letnia Pełen dostęp do treści "Rzeczpospolitej" za 5,90 zł/miesiąc KUP TERAZ W większości pozostałych formacji o swojej przynależności do stowarzyszeń krajowych działających poza służbą funkcjonariusze muszą jednak informować przełożonych. Tak jest w Policji, Straży Granicznej, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencji Wywiadu, Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Służby Wywiadu Wojskowego, Biura Ochrony Rządu, Służby Więziennej oraz wojsku. Przy czym w wojsku takie powiadomienie musi być pisemne. Z przepisów nie wynika, kiedy taka informacja musi trafić do przełożonego. Oznacza to, że funkcjonariusz może ją przekazać zarówno przed jak i już po zapisaniu się do danego stowarzyszenia. Nie powinien jednak z tym długo zwlekać. Chodzi o to, aby przełożony jak najwcześniej miał świadomość takiego zaangażowania podwładnego i zawsze wtedy, gdy będzie to konieczne mógł podjąć odpowiednie kroki (np. wyłączyć funkcjonariusza z określonej sprawy) w razie, gdy np. dane stowarzyszenie miałoby być przedmiotem działań danej służby. W CBA samo powiadomienie jednak nie wystarczy, funkcjonariusze mogą należeć do stowarzyszeń krajowych działających poza służbą pod warunkiem uzyskania na to zezwolenia szefa CBA. Działalność międzynarodowa za zezwoleniem Inaczej wygląda sytuacja, gdy w grę wchodzi przynależność do organizacji lub stowarzyszeń zagranicznych albo międzynarodowych. Tu funkcjonariusz nie może sam podejmować decyzji czy chce do nich należeć czy nie. Jeśli chce do nich wstąpić musi wcześniej uzyskać zgodę odpowiedniego przełożonego, czyli: - w Policji – Komendanta Głównego Policji lub upoważnionego przez niego przełożonego; - w Straży Granicznej – komendanta głównego SG; - w Państwowej Straży Pożarnej – komendanta głównego PSP; - w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i w Agencji Wywiadu – szefa właściwej agencji lub upoważnionego przez niego przełożonego; - w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego i w Służbie Wywiadu Wojskowego – szefa odpowiednio SKW albo SWW; - w Biurze Ochrony Rządu – ministra właściwego do spraw wewnętrznych lub upoważnionego przez niego przełożonego; - w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym – szefa CBA; - w Służbie Więziennej – dyrektora generalnego lub upoważnionego przez niego przełożonego;' - w wojsku – ministra obrony narodowej. Przy czym w przypadku wojska zezwolenia takie może być przez ministra obrony narodowej zawieszone lub cofnięte, jeżeli wymagają tego względy ochrony informacji niejawnych oraz potrzeby Sił Zbrojnych. Szczegółowy tryb postępowania w tego typu sprawach określa rozporządzenie ministra obrony narodowej z 20 lutego 2004 r. w sprawie udzielania żołnierzom zawodowym zezwoleń na przynależność do stowarzyszenia i innej organizacji zagranicznej lub międzynarodowej (DzU nr 40, poz. 366). Wynika z niego że w sprawach udzielania żołnierzowi zawodowemu zezwolenia na przynależność do stowarzyszenia i innej organizacji zagranicznej lub międzynarodowej minister obrony narodowej rozstrzyga w formie decyzji. Ta sama forma zastrzeżona jest dla zawieszenia i cofnięcia udzielonego zezwolenia. Inaczej kwestię te reguluje § 5 rozporządzenia ministra spraw wewnętrznych i administracji z 14 czerwca 2002 r. w sprawie właściwości organów i jednostek organizacyjnych Straży Granicznej w sprawach wynikających ze stosunku służbowego funkcjonariuszy Straży Granicznej oraz trybu postępowania w tych sprawach (DzU nr 91, poz. 814 ze zm.). Zgodnie z nim, załatwienie sprawy osobowej dotyczącej udzielenia funkcjonariuszowi zezwolenia na przynależność do organizacji lub stowarzyszeń zagranicznych lub międzynarodowych polega na pisemnym zawiadomieniu zainteresowanego o udzielonym zezwoleniu lub odmowie jego dzielenia. Ranga organizacji bez znaczenia Warto pamiętać, że poszczególne ustawy pragmatyczne poza podziałem na krajowe i zagraniczne nie precyzują, o jakie stowarzyszenia i organizacje chodzi. Oznacza to, przynależność do każdej z nich bez względu na jej charakter (np. naukowy, hobbystyczny, sportowy czy charytatywny) zasięg działania (lokalny czy np. ogólnokrajowy) wymaga wypełnienia przez funkcjonariuszy określonych w przepisach obowiązków. A za ich zlekceważenie grozi im odpowiedzialność dyscyplinarna. podstawa prawna: Art. 63, art. 67 ustawy z 6 kwietnia 1990 r. o Policji (tekst jedn. DzU z 2015 r. poz. 355 ze zm.), podstawa prawna: Art. 67, ustawy z 12 października 1990 r. o Straży Granicznej (tekst jedn. DzU z 2014 r. poz. 1402 ze zm.) podstawa prawna: Art. 106-108 ustawy z 11 września 2003 r. o służbie wojskowej żołnierzy zawodowych (tekst jedn. DzU z 2014 r. poz. 1414 ze zm.) podstawa prawna: ustawy z 24 sierpnia 1991 r. o Państwowej Straży Pożarnej (tekst jedn. DzU z 2016 r. poz. 603 ze zm.) podstawa prawna: Art. 81 ustawy z 24 maja 2002 r. o Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz Agencji Wywiadu (tekst jedn. DzU z 2015 r. poz. 1929 ze zm.) podstawa prawna: Art. 40 ustawy z 9 czerwca 2006 r. o służbie funkcjonariuszy Służby Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służby Wywiadu Wojskowego (tekst jedn. DzU z 2016 r. poz. 740 ze zm.) podstawa prawna: ustawy z 16 marca 2001 r. o Biurze Ochrony Rządu (tekst jedn. DzU z 2016 r. poz. 552 ze zm.) podstawa prawna: ustawy z 9 czerwca 2006 r. o Centralnym Biurze Antykorupcyjnym (tekst jedn. DzU z 2016 r. poz. 1310 ze zm.) podstawa prawna: Art. 163 ustawy z 9 kwietnia 2010 r. o Służbie Więziennej (tekst jedn. z DzU z 2016 r. poz. 713 ze zm.)

funkcjonariusz a żołnierz skw